
Jak sprawić aby się chciało czyli o wykorzystaniu wewnętrznych narkotyków.
Czasami mam wrażenie, że w stosunku do uprawiania sportu ludzie dzielą się zasadniczo na 2 grupy – jedni to kochają, inni nienawidzą. Ok, pewnie nie wszystko jest tak radykalne, są też odcienie szarości, ale coś jest w tym, że jednych nie da się ściągnąć z bieżni lub boiska, a drugich nie sposób na nie zaciągnąć.
Jestem dosyć aktywny. Co to znaczy dosyć? 2-3 treningi biegowe w tygodniu, 2-3 razy siłownia, w sezonie co tydzień w weekend start w imprezie biegowej, a i w środku tygodnia czasami jakiś start się znajdzie. Do tego kilka razy w tygodniu dojazd do pracy rowerem po 45 minut w jedną stronę. Jak się uda to i na basen wyjdę, a nawet kiedy zostaję w domu i oglądam film to najszczęściej się rozciągam, albo ćwiczę stabilizację. W tygodniu wychodzi jakieś kilkanaście godzin aktywności fizycznej. I kiedy ktoś mnie pyta dlaczego to robię, to szczerze mówiąc – nie rozumiem pytania.
Miałem ostatnio dyskusję ze swoją koleżanką, która za nic w świecie nie chciała dać się przekonać do zrobienia nawet jednego kroku biegowego. Nie i już! Kiedy mówiłem jej jakie to fajne, miałem wrażenie jakbym próbował mówić do niej w innym języku.
Skąd bierze się to, że ludzie mogą mieć aż tak różne podejścia? Postanowiłem nieco poszukać i po kilku książkach o neurobiologii znalazłem winnych (choć wcale tak daleko szukać nie trzeba było 😉 )
Endorfiny
Czym właściwie są?
Wikipedia podpowiada, że Endorfiny są to hormony, (czyli takie nasze wewnętrzne, chemiczne regulatory funkcji organizmu), które wywołują dobre samopoczucie i zadowolenie z siebie oraz generalnie wywołują wszelkie inne stany euforyczne (tzw. hormony szczęścia). Tłumią odczuwanie drętwienia i bólu. Co bardzo istotne – są opioidami (do tej grupy zalicza się także morfinę czy heroinę)
Skąd się biorą?
Z lekkiego stresu. Ciągły stres o lekkim natężeniu jest szczególnie skuteczny w stymulowaniu produkcji endorfin. W przeciwieństwie do neuronalnych systemów kontroli bólu (przeznaczonych do radzenia sobie z intensywnymi odmianami ostrego bólu), system endorfinowy jest zaprojektowany tak, aby umożliwiał nam radzenie sobie z dyskomfortem lekkiego typu, takim jak na przykład wysiłek fizyczny towarzyszący długotrwałemu bieganiu.
Biegacze wiele zawdzięczają endorfinom. To prawdopodobnie system enorfinowy jest w pewnej mierze odpowiedzialne za dobrze znaną tzw. euforię biegacza (choć są też i inne teorie odnośnie tego co ją powoduje). Biegacze, którzy kładą nacisk na częstą dawkę treningu, zapewniają swoim mięśniom lekki, ale powtarzający się stres, co łączy się z działaniem ich systemów endorfinowych. Częstotliwość z jaką je pobudzają wystarczy by sprawić, że uzależniają się od biegania, a gdy nie dostarczają sobie codziennej dawki truchtu, doświadczają wszystkich typowych objawów głodu narkotycznego (choć w łagodnej formie), z jakimi borykają się uzależnieni gdy zostają pozbawieni opiatów – spięcia oraz drażliwości, niezdolności do uspokojenia do chwili dostarczenia sobie powszechnego strzału.
Czyli:
- Biegając stresujemy nasze mięśnie
- Organizm aby złagodzić ten stres uwalnia endorfiny, nasze własne opioidy
- Uzależniamy się od nich
- Chcemy biegać jeszcze więcej – wróć do punktu 1.
I na (prawie) koniec pytanie. Czy nasza skłonność do biegania i uprawiania sportu jest w jakiś sposób uwarunkowana naszą skłonnością do uzależnień? Czy biegacze to kryptonarkomani, a bieganie to taka alternatywa dla używek? Brzmi przerażająco, prawda? Ja odpowiedzi nie mam, ale może ktoś podejmie temat i przeczyta te kilka dodatkowych książek.
I na (prawdziwy) koniec
Jeden z sekretów motywacji:
Trzeba po prostu zacząć coś robić, cokolwiek: biegać, pływać, jeździć na rowerze, chodzić z kijkami, na fitness czy crossfit. Zmusić się do wyjście pierwsze kilka razy, a potem organizm sam już uzależni się od opioidów i załatwi resztę za nas.
Tylko uwaga! Nie przesadźcie na początku. Organizm kiedy poczuje ból będzie go unikał, a to najlepszy sposób aby się zniechęcić.
Sport uzależnia.
Źródła:
Robin Dunbar, Nowa historia ewolucji człowieka, s. 209-210, Kraków 2014
Dołącz do grupy aktywnym mam na FB:
Instagram, tam też jesteśmy:
Bartek, tata, badacz
Mąż, ojciec, pracownik korpo, pasjonat sportu uzależniony od aktywności fizycznej. Pokazuje że tatusiowie po 30-stce nie muszą mieć brzuszka pomimo wielu obowiązków, które dostarcza codzienne życie i praca.
Może Ci się spodobać

Zabezpieczony: Dobra forma to norma – baza treningowa
04/02/2018
Czy trenować podczas choroby?
02/10/2017